czwartek, 30 sierpnia 2012

BETRAYER - Betrayer (2012)

Choć dzisiaj pełno jest nowoczesnego grania, choć w metalu jest teraz tyle różnych pod gatunków, to jednak mimo tego całego natłoku nowoczesnego grania wciąż jest pełno kapel, które nawiązują do tradycji, do klasycznego heavy metalu i to tego z okresu lat 80. Co raz więcej pojawia się młodych kapel, które starają się osiągnąć sławę stosując sprawdzone chwyty, opierając się na oklepanych motywach, utrzymując płomień tradycyjnego heavy metalu. Do grona tych młodych zespołów obok STRIKER, WHITE WIZZARD czy SKULL FIST zaliczyć należy również kanadyjski BETRAYER, który łączy w swoim stylu muzycznym coś z tradycyjnego heavy metalu, hard rocka, w mieszając czasami pewne elementy thrash metalu. Można w muzyce Kanadyjczyków odnaleźć wyraźne wpływy takich kapel jak IRON MAIDEN, SCORPIONS, ANVIL, HELIX, czy tez DIO. ,Historia zespołu sięga roku 1996 kiedy to wokalista i gitarzysta zespołu Jeff Klingbeil oraz perkusista Shawn Bastien założyli zespół uzupełniając skład gitarzystą Williamem Lozonem i basistą Sinanen Khalafem. W 2001 roku zespół wydał „Rusted Icons” jako debiutancki album, zaś w 2005 roku mini album „Showed Force”, zaś w 2007 roku “Headed for Disaster” . Teraz po 5 latach zespół powraca z nowym albumem, a mianowicie „Betrayer”.

Czego należy się spodziewać po tym krążku? Soczystego, dopieszczonego pod względem technicznym brzmienia? Tak. Prostych chwytliwych melodii, które mało szybko i łatwo wpaść w ucho? Tak. Przebojów, które sprawiają że płyta jest atrakcyjna? Tak. Rytmicznych partii gitarowych, które stawiają na energię i melodyjność? Ciekawe pojedynki solówkowe? Tak. Zapadający w głowie wokal, który napędza resztę elementów składowych? Tak. Urozmaicony i w miarę równy materiał? Tak. To wszystko oddaje charakter płyty, jednak wtórny charakter oraz tylko dobre granie powstrzymuje, wręcz hamuje zespół przed zaprezentowaniem czegoś o wiele ciekawszego aniżeli odgrzewane kotlety. Na albumie są i utwory zadziorne jak „Beyond The grave” , utwory o rozbudowanej formie z progresywnym zacięciem jak „World Of Misery”, utwory z nieco cięższym riffem jak „Convicted Soul”, czy też utwory spokojne, klimatyczne jak „Innocence Forgotten” . Nie brakuje kompozycji, które mają ciekawą linię melodyjną i tak też jest z stonowanym „Transformation” nie brakuje tez mocnego i dynamicznego utworu utrzymanego w nieco power metalowej formule i „Spirit of The Maker” jest najlepszy z całej płyty, może właśnie przez nieco szybsze tempo, ostrzejsze i trafniejsze partie gitarowe? Nie wiele gorzej się prezentuje melodyjny „New Horizons” które stylistycznie jest jakże podobny. Nie zabrakło też na albumie prawdziwego wypełniacza w postaci „Love Is Pain”.

Może nie jest to album, który zapada jakoś specjalnie w pamięci, może nie jest to album, który będzie wliczany do najlepszych tegorocznych albumów w kategorii heavy metalu, ale jest to solidne dzieło z mocnymi utworami, które sprawiają że słucha się całości nawet przyjemnie. Dobry album metalowy dla mało wymagających słuchaczy.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz