czwartek, 9 sierpnia 2012

ATROPHY - Socialized Hate (1988)

Myślałem, że cenne stare rarytasy są do zdobycia tylko za pomocą internetu i że można zapomnieć o jakichkolwiek ciekawych nieco zapomnianych starociach w sklepach muzycznych różnego rodzaju. Ale tak o to pewnego dnia wpadłem w osłupienie kiedy na stoisku z płytami zobaczyłem płyty ZNOWHITE, XENTRIX, REALM, TOXIC i APOTROPHY. Moją ciekawość przykuły dwa albumy APOTROPHY, które zacząłem obsłuchiwać, a potem ostatecznie kupiłem oba wydawnictwa za kwotę 40 zł, co też można uznać za nie lada sukces. Wracając do tematu, APOTROPHY to amerykańska kapela która zaprezentowała się jako formacja grająca energiczny thrash metal przesiąknięty technicznym zacięciem i speed metalowymi patentami. Patrząc na zestawienie tych zespołów to trzeba przyznać, że ATROPHY pisałem zwłaszcza kiedy się spojrzy pod względem granej muzyki. Można również z łatwością doszukać się pewnych powiązań z VIO – LENCE, HOLY TERROR, czy też SACRED REICH nie kopiując bez szczelnie nikogo. To jest właśnie sekret tego zespołu, który sprawdził się na dwóch albumach. Choć kilka lat upłynęło, choć zespół nie zdobył jakieś porywającej kariery to jednak oba albumy wciąż niszczą, wciąż są świeże i zaskakują energią i pomysłem na granie melodyjnego i zadziornego thrash metalu. Historia zespołu jest obszerna i dlatego postaram się was tym aspektem zbytnio nie zanudzać. W roku 1986 został założony zespół z inicjatywy Chris Lykinsa, Jamesa Gulotta i Brian Zimmerman pod nazwą HERESY. W roku 1987 kapela zmienia nazwę na ATROPHY. Po nagraniu kilku dem, pod skrzydłem wytwórni Roadrunner Records wydali swój debiutancki album „Socialized Hate” w roku 1988 który zebrał sporo pozytywnych opinii. Nic dziwnego skoro płyta z każdej strony można nazwać arcydziełem, dziełem perfekcyjnym. Nie jestem wielkim fanem thrash metalu i pod tym względem jesteś dość wybredny i nie lubię miałkiego i jakiegoś komercyjnego thrash metalu, nie lubię też jakiegoś do bólu prostego. Kocham właśnie takie granie jakie prezentują wcześniej wymienione kapele i ATROPHY znalazł się bardzo szybko w gronie tych kapel. To nie jest jakieś głupie pędzenie do przodu. Stawiając tylko na agresje, dzikość, pomijając całą resztę. ATROPHY gra o wiele ambitniej i nie pomija bardziej wyszukanych melodii, bardziej pokręconych motywów przejawiające czasami pewne progresywne zacięcie, czasami speed metalowe, jednak zawsze melodie muszą brzmieć świeżo, melodyjnie i energicznie. Album imponuje świetnie wyważony i w dodatku ostrym niczym brzytwa brzmieniem, a także samymi umiejętnościami muzyków ATROPHY. Wokalista Zimmermann stawia na technikę, melodyjność, zadziorność, agresję, ale i urozmaicenie i cały czas się dzieje pod tym względem. Sekcja rytmiczna tworzona przez perkusistę Kelly i basistę Gulota jest cały czas dynamiczna, pełna niespodzianej i rozpędzona, nadając każdemu utworowi przestrzeń i niezłą głębię, a gitary wypełniają ten szkielet mięsem. Oj partie gitary wygrywane przez Skowron/ Lykins są po prostu piękne. Czysta agresja, ostre, pierwotne melodie, pozbawione jakiejś zbędnej słodkości. Jest szybkość, jest agresja, energia i złożone partie gitarowe, które urozmaicają te krótkie zwarte kompozycje, które tworzą spójną całość, która od początku do końca wypełniają zabójcze utwory, gdzie każdy z nich ma predyspozycje do miana przebojów.

Choć otwieracz “Chemical Dependency” trwa 4 minuty to jednak pozwolono sobie na krótki melodyjny wstęp przypominający bardziej formułę heavy/speed metal. Sam utwór pokazuje to co będzie dominować na albumie szybkie, zróżnicowanie kawałki, gdzie zespół pokaże że można w krótkim czasie zrobić całkiem sporo. “Killing Machine” to przykład jak zespół ceni sobie melodie, i przykład, że agresja ja nie tłumi. W głowie muzyków nie tylko szybkie utwory o czym można się przekonać w nieco bardziej stonowanym, rytmicznym o progresywnym zacięciu ‘Matter of Attitude’ , w klimatycznym początku nieco bardziej rozbudowanego „Socialized In Hate” albo w nieco mroczniejszym „Product Of The Past”. Heavy/speed/power najbardziej dają o sobie znać w przebojowym „Preacher, preacher” . Mimo pewnych wtrąceń, pewnych chwilowych odskoczni, całość zdominowana jest przez szybkie, ostre,agresywne, nie pozbawione melodyjności i przebojowego charakteru kompozycje typu „Best defense” czy też „R.I.P”

Socialized Hate” to coś więcej niż debiut, to arcydzieło, to jeden z najlepszych thrash metalowych albumów jakie miałem okazje słyszeć. Jestem dość wymagający w tym gatunku i takowy album musi mieć to coś, musi mieć kopa, melodie i przebojowy charakter, a po to żeby zapadał w pamięci, że mimo iż album się skończy wciąż będzie w głowie. Perfekcja pod względem technicznym jak i kompozytorskim. Dla każdego thrash maniaka jest to pozycja obowiązkowa.

Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz